Czym jest Disco Elysium i dlaczego jest jedną z ważniejszych politycznych gier ostatnich lat? Objaśnienie motywów gry oraz kultury disco.
Wstęp, czyli o polityce w przemyśle gier wideo
Gry takie jak Disco Elysium mogą być trudnym produktem do sprzedania. Wielu twórców stara się unikać polityki jak ognia w obawie przed problemami marketingowymi i wizerunkowymi. Jeśli już się decydują na upolitycznienie swojej produkcji, to wybierają bezpieczne i sprawdzone motywy.
Przykładem może być niekończąca się walka aliantów z nazistami. Ileż to razy widzieliśmy już to w serii Medal of Honor, Call of Duty, Battlefield czy Wolfenstein. Przez niezwykłą amerykanizację rynku gier wideo nie jest niczym zaskakującym, że największymi bohaterami są prawie zawsze dzielni i walczący o pokój Amerykanie, natomiast role antagonistów przypadają najróżniejszym “tym złym”.
Kim jest “ten zły”?
Odpowiedź jest prosta – wrogowie Ameryki (współczesnej i historycznej), bezpieczeństwa oraz wolności – czyli terroryści pochodzenia bliskowschodniego/afrykańskiego (pokłosie WTC), członkowie azjatyckich ugrupowań przestępczych lub komuniści.
Zresztą, podobnie jest w kulturze filmowej – każda światowa klęska spada właśnie na USA, które najwidoczniej stało się synonimem wszystkich krajów i kultur. A przynajmniej tych liczących się dla kosmitów.
Odejście od Ameryki?
Dlatego podobają mi się projekty takie jak ZombiU (Ubisoft Montpelier, 2012), czyli produkcja o zombie na konsolę Nintendo WiiU.
Akcja ZombiU rozgrywa się w Londynie i pozwala posmakować apokalipsy z bardziej europejskiej perspektywy. A zamiast kultowych kijów do baseballa do rozbijania trupom czaszek wykorzystuje się… kij do krykieta.
Polecę tutaj również filmy 28 Days Later (Juan Carlos Fresnadillo, Danny Boyle, 2002) z Cillianem Murphym oraz komediodramat Shaun of the Dead (Edgar Wright, 2004).
Bo ileż można oglądać The Walking Dead?
Podpowiem – dużo.
W imię demokracji?
Wracając jednak do tematu polityki i amerykanizacji kultury, niczym nowym nie jest wybielanie się Stanów Zjednoczonych z własnych przewin i popełnionych zbrodni “w imię wolności”. Za taką zbrodnię można uznać tzw. Autostradę Śmierci (ang. Highway of Death).
Podczas walk w Kuwejcie (I Wojna w Zatoce Perskiej) w 1991 roku. Wtedy amerykańscy Marines zbombardowali wycofujące się wojska irackie m.in. bombami kasetowymi na drodze nr. 80. Spopielono przy tym setki pojazdów oraz Irakijczyków (zarówno cywilów jak i żołnierzy).
Samo wydarzenie było później komentowane jako wykorzystanie niewspółmiernych środków do sytuacji ze strony wojsk USA i Koalicji.
Interaktywna parafraza zbrodni
Podobnej zbrodni dopuścili się Rosjanie w Call of Duty: Modern Warfare (Activision, 2019). Jest to reboot popularnej marki CoD, nie należy go mylić z pierwowzorem z 2007 roku.
Sama misja, podczas której opisana jest zbrodnia dokonana przez rosyjskich terrorystów nosi właśnie nazwę Autostrada Śmierci. Spowodowało to sporo kontrowersji, szczególnie ze strony graczy pochodzenia rosyjskiego.
Żeby dolać oliwy do politycznego ogniska warto zaznaczyć, że firma Activision odpowiedzialna za markę CoD jest firmą… amerykańską.
W ciekawy sposób obrazuje to, jak gry i produkty popkultury mogą służyć politycznej propagandzie i przerzucaniu odpowiedzialności, np. na „tych złych”. A jak wiadomo, gry jako medium posiadają ogromny wpływ na odbiorców, szczególnie tych młodszych.
Widzę tutaj niestety przyszły potencjał do zakłamywania historii oraz moralnego wybielania/oczerniania wybranych stron konfliktu, nawet w całkowicie fikcyjnych scenariuszach.
Jednym z takich scenariuszy jest właśnie gra komputerowa Call of Duty: Modern Warfare.
Moralny zwrot?
Dlatego produkcje takie jak Spec Ops: The Line (Yager, 2012) lub Six Days in Falluja (Highwire Games, 2023) są tak ważne. Pozwalają odejść od wyidealizowanego wizerunku Zachodu i spojrzeć na problemy polityki i walk zbrojnych z brutalnej i bezdusznej perspektywy.
W tych konfliktach niestety nikt nie jest święty, a każdy jest zdolny nagiąć zasady dla własnego zysku.
O Disco Elysium
Disco Elysium robi jednak coś innego. Nie ma tutaj strzelanin, wybuchów na ogromną skalę i światowych siatek terrorystów walczących z „jedynym słusznym” porządkiem.
Ta estońska produkcja studia ZA/UM z 2019 roku jest zaskakująco spokojna. Co wcale nie znaczy, że jest mniej ważna lub ma mniej do przekazania odbiorcy. Disco Elysium pozwala przeżyć przygodę w miejscu politycznie poróżnionym na skalę lokalną.
W Revacholu konkurują ze sobą wzajemnie historia, idee, pieniądze i nadzieja na lepsze jutro. To od gracza zależy, czy uwierzy w jakąkolwiek propagandę oraz czy zdoła utrzymać obraną przez siebie moralną ścieżkę postępowania.
Ta gra dogłębnie odkrywa przed nami prawdziwe oblicze polityki, utrzymując przy tym wysoki poziom fabularny oraz mechaniczny rozgrywki.
Czym właśnie jest miasto Revachol i cały zbudowany dookoła niego świat przedstawiony?
Revachol wita, czyli o świecie przedstawionym
Teatrem działań bohaterów jest dystrykt o nazwie Martinaise w mieście Revacholu położonym na Wyspach Isoli.
To właśnie tutaj lata temu gwałtownie powstało (i równie szybko upadło) socjalistyczne powstanie. Geografia i historia, pomimo że pozostają fikcyjne, pozwalają znaleźć mnóstwo odniesień do faktycznych wydarzeń, rejonów i ludzi.
Nakreślone konteksty podczas dialogów lub designu lokacji oraz postaci niezależnych ułatwiają znajdowanie podobieństw ze światem realnym. Cała gra posiada retrofuturystyczny klimat z lekką domieszką sovietpunku, gdzie moda i design zahaczają swoją stylistyką o te z połowy XX wieku.
Warto zaznaczyć, że książka pt. Sacred and Terrible Air autorstwa Roberta Kurvitza stanowiła bezpośrednią inspirację dla świata Disco Elysium. Sam Kurvitz jest natomiast jednym z deweloperów w studiu odpowiedzialnym za tę produkcję.
Językiem rozmów w grze jest „język wspólny” czyli angielski (revacholski), jednak nie brakuje odwołań do innych kultur i języków. Tutaj prym wiedzie kultura francuska – napisy na ścianach, wtrącenia w dialogach oraz szeroko pojęta kultura Revacholu.
Odwołania do realnego świata dotyczą na przykład konfliktu wietnamskiego, rasizmu, nacjonalizmu, emigracji, tyranii czy potrzeby rewolucji.
Twórcy ze studia ZA/UM przenieśli nawet całe polityczne sylwetki i wpletli je w geopolitykę fikcyjnych Wysp Isoli świata Disco Elysium.
Tak więc dane będzie np. poznać graczom tutejszego Karola Marksa w postaci Krasa Mazowa. Jego socjalistyczna polityka i manifest przywodzą na myśl poglądy wyżej wspomnianego niemieckiego filozofa.
Czym jednak jest dobry świat przedstawiony w grze bez protagonisty? To on go wypełnia, a przy okazji poprzez swoją sylwetkę i osobowość, opowiada graczom niezapomniane historie.
Bohater i fabuła
Ciemność.
I głosy.
To twój Gadzi Mózg błaga, byś się nie budził. Po krótkiej dyskusji pomiędzy różnymi organami a układem nerwowym otwierasz oczy.
O nie… Gdzie jesteś?
Nie wiesz.
Gdzie pracujesz?
Nie masz pewności.
Kim jesteś?
Za grosz nie pamiętasz.
Pozostaje tylko jedno – przetrzeć lustro i spojrzeć prosto w paskudny grymas historycznego artysty disco, Guillaume’a le Million, który przyczepił się do twojej nabrzmiałej od alkoholu twarzy.
W tym momencie gracz uzyskuje pełną kontrolę nad awatarem, który z czasem będzie poznawał swoją przeszłość. Nazywa się Harry Du Bois i jest policjantem, który razem z kolegą po fachu, zdawkowym Kimem Kitsuragi musi rozwiązać sprawę wisielca.
Cały dystrykt Martinaise poznaczony jest upadłą rewolucją w postaci ostrzelanych fasad i zdewastowanej infrastruktury. Skutki politycznych tarć nie kończą się na zniszczonych budynkach, ponieważ największe napięcie wisi pomiędzy ludźmi.
Strajk robotników portowych właśnie trwa i budzi coraz większe emocje, a pracy dla ekstrawaganckiego alkoholika-detektywa jest więcej niż nigdy dotąd.
Teraz Harry Du Bois razem ze swoimi głosem rozsądku, Kimem Kitsursgi zabłysną i… i co?
Uratują Revachol?
Zniosą podziały polityczne i obalą tyranię?
Raczej nie. Ale zawsze można próbować.
No właśnie…
Można spróbować…
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.